Klasztor w Warszawie p.w. św. Ryszarda Pampuri

19. Aktywne rozbijanie ,,ja fałszywego”

Przylgnąć do własnej historii, we wszystkim widzieć łaskę i zrealizować sercem wezwanie z modlitwy Pańskiej bądź wola Twoja – to już bardzo dużo! Jednak można pójść jeszcze dalej, wchodząc świadomie w sytuacje, które są nie do zniesienia dla ja fałszywego. Można też narażać się na kontakt z ludźmi, których się nie lubi, celowo robić coś, co jest emocjonalnie bardzo niewygodne. Taka postawa nazywa się aktywnym rozbijaniem ja fałszywego. Naprawdę warto to robić! Nie tylko nie unikać sytuacji dyskomfortowych, ale przeciwnie, właśnie je wybierać!

Opinia innych

Jednym z najważniejszych bastionów ja fałszywego jest troska o to, jak zostanie się odebranym przez otoczenie. Lęki wizerunkowe sprawiają, że mnóstwo ludzi kieruje się opinią innych. Obawa odrzucenia jest tak silna, że niemal cały czas żyją oni w kontekście tego, co ludzie pomyślą. Wszystko jest przefiltrowane przez chęć pokazania się z jak najlepszej strony lub obawę wyśmiania. To właśnie te lęki powodują, że jeden człowiek izoluje się, drugi bez przerwy obserwuje reakcje otoczenia, inny zaś kontroluje ciągle własne emocje, albo bez przerwy opowiada dowcipy. Ludzie zachowują się tak, jakby mieli stracić życie, jeśli nie zostaną zaakceptowani przez otoczenie. Wstyd jest tak silny, że paraliżuje spontaniczność, własne wybory i działanie.

Bliźni nie powinni stać się nikomu obojętni, ale ich akceptacja tego, co się czyni lub jakim się jest, nie powinna być wyznacznikiem działania człowieka. Jezus wiele razy robił coś, co nie podobało się Jego otoczeniu. Dlatego wchodzenie w trudne sytuacje, niewygodne wizerunkowo będą wymagały dużo odwagi. Nie chodzi tu o zachowanie prowokacyjne, lecz o bycie sobą. Lęku nie pokona się, czytając ciekawe psychologiczne książki ani poprzez rozważania wewnętrzne. Należy prosić Boga o cnotę męstwa, aby móc zaczynać od małych kroków podejmowanych w niewygodnym kierunku, wywołującym wstyd lub napięcie. Odwaga nie pojawia się w miejsce lęku, ale współistnieje z nim, nie znosi go, ale go pokonuje. Do przełamywania ja fałszywego potrzebna jest ogromna determinacja. Nie pokona się go „na spokojnie”. To zawsze będzie walka.[1]

Mówienie o swoich słabościach

Ważną strategią rozkruszającą ja fałszywe jest mówienie o swych słabościach, dobry humor oraz prawdomówność. Oczywiście, nie zachęca się do jakiegoś ekshibicjonizmu i nieroztropnego mówienia o rzeczach bardzo intymnych. Są pewne sprawy, które nie powinny być wyznawane publicznie. Jednak naprawdę warto być zdeterminowanym w odkrywaniu swoich słabości, niepowodzeń lub porażek. Dla niektórych ogromnym problemem może być powiedzenie w biurze, że mieli trudność podczas parkowania samochodu. Ktoś inny od wielu lat ukrywa przed znajomymi fakt, że nie potrafi pływać. Dla kogoś przerwać na chwilę rozmowę i zapytać o sens trudnego słowa użytego przez rozmówcę oznaczałoby koniec świata. Niektórzy nie są w stanie wykrztusić słów w rodzaju: nie radzę sobie, czy mam trudność. Jeszcze inni udają, że czytali książki lub oglądali filmy, o których jest rozmowa na przyjęciu. Zaprzeczanie, projekcja swych słabości na innych, kamuflaż to strategie ja fałszywego, mające za cel budowanie lub obronę nieprawdziwego wizerunku. Człowiek żyjący w nieprawdzie nienawidzi słów: przepraszam, myliłem się oraz popełniłem błąd.[2]

Większość ludzi bardzo się gimnastykuje, by ukrywać swoje słabe punkty. Jednak u niektórych ja fałszywe przybrało wprost przeciwną pozę: Jestem do niczego, nic mi nie wychodzi w życiu, itd. Często popadają w smutek, narzekanie i wycofują się z kontaktów towarzyskich. Tak zwane zrzędzenie jest ich ulubioną formą wypowiedzi. Do tej grupy zaliczają się ci, którzy zaprzeczają pochwałom i na docenienie ich wyglądu lub pracy odpowiadają: E…, tam, to nic takiego. Ich postawa nie ma nic wspólnego z pokorą lub skromnością. Jest to jeszcze jeden kamuflaż ja fałszywego. Osoby te powinny się ćwiczyć w werbalnym podkreślaniu swoich sukcesów lub umiejętności. Powinny nauczyć się uśmiechać i żartować, zwłaszcza z siebie – są zazwyczaj poważne lub smutne – i jako pierwsze nawiązywać rozmowę.

Dobry humor

Rzecznik Ojca Świętego Jana Pawła II Joaquin Navarro-Valls powiedział w jednym z wywiadów, że jedną z rzeczy, jakich się nauczył od Papieża to mieć dobry humor, nie ze względu na usposobienie, ale ze względu na wolę. To zdanie pokazuje, że uśmiech na twarzy można przywołać aktem woli, nawet wtedy, gdy jest komuś ciężko. Można się uśmiechać ze względu na innych, aby oni czuli, że ich się kocha. Można nie mieć nastroju do żartów i podejmować je właśnie po to, by rozmontowywać ja fałszywe, które z reguły nienawidzi dobrego humoru. Nie ma nic zdrowszego niż śmianie się z samego siebie!

Gdy mówi się o pogodnym zachowaniu, które podejmuje się jako pewien wysiłek wbrew sobie, zauważa się też osoby, nieustannie żartujące w towarzystwie i rozbawiające otoczenie do tego stopnia, że trudno z nimi poważnie porozmawiać. Ta wesoła powierzchowność jest ich mechanizmem obronnym, formą gry z otoczeniem. One z kolei powinny wybrać zamilknięcie i rozmowy serio, jako kierunek pracy nad sobą.

Prawdomówność

Należy także zwrócić uwagę na to, czy jest się prawdomównym i szczerym. Obowiązuje zasada: Wszystko, co mówi się, powinno być prawdą, jednak nie cała prawda musi być wypowiedziana. Trzeba pamiętać, że prawda, powiedziana w nieodpowiednim momencie lub bez miłości, może bardzo zranić. Nawet Jezus nie mówił całej prawdy. Jednak jest On Prawdą i dlatego powinno się być do końca uczciwym i prawdomównym – nie koloryzować, nie manipulować, nie stosować uników dla własnej wygody. Ile razy nie mówi się prawdy, tyle razy stoi za tym ja fałszywe. Bardzo ciekawym doświadczeniem jest sprawdzanie siebie właśnie pod kątem prawdomówności, uczciwości i szczerości. Ilekroć ktoś mija się z prawdą, tyle razy może on zobaczyć swoje mechanizmy obronne. Nie wolno tu bagatelizować nawet pozornie błahych kłamstewek![3]

Decyzje zmieniają życie

Wejście na drogę rozwoju wymaga determinacji i odwagi, ponieważ tylko decyzje zmieniają życie. Odwaga nie jest cnotą, pojawiającą się w miejsce strachu. Odwaga współistnieje ze strachem. Jeśli ktoś szarżuje na armaty i nie czuje lęku, nie jest odważny, lecz nieprzytomny. Odważnym jest ten, kto czując strach, przełamuje go i nie wycofuje się z działania. Właśnie takiej postawy potrzeba, aby się rozwijać. Tak więc ja fałszywe to swego rodzaju podróbka prawdziwej tożsamości, która uniemożliwia – lub w najlepszym wypadku utrudnia – budowanie zdrowych relacji. Rozwój zaś w człowieku można rozumieć jako stopniowe rozpadanie się w nim tej nieprawdziwej struktury przez wybór cierpienia rozwojowego, czyli świadome wchodzenie w sytuacje dyskomfortowe dla ja fałszywego. Właśnie o tym mówił Jezus!

Strategii rozbijania odruchowych reakcji jest niemal nieskończoność, tyle ile wersji mechanizmów obronnych. Jeśli ktoś obawia się kogoś lub go nie znosi, to może usiąść właśnie koło niego. Gdy jest się o kogoś chorobliwie zazdrosnym, to nie będzie się go kontrolować. Jeśli ktoś ma tendencję do ciągłych porządków i nie daje sobie wolnego czasu, to pozostawiając stertę naczyń w zlewie, usiądzie wygodnie w fotelu i przez godzinę poczyta jakąś książkę. Jeśli zaś ktoś porównuje się z kimś i rywalizuje, to doceni go publicznie. W sytuacji, gdy ma się problem z wystąpieniami, to można zgłosić się do przeczytania Pisma Św. w kościele podczas mszy. Jeśli nadmiernie poprawiasz swój wygląd, to spróbuj wyjść na ulicę bez makijażu. Gdy nie potrafisz sobie odmawiać zakupu nowych rzeczy, to pójdź do sklepu poprzymierzać luksusowe ubrania, nie kupując ich. Zapisz się na kurs tańca, jeśli masz zablokowane ciało. Jeśli bronisz się przez nieustanne żartowanie, pojedź na tygodniowe rekolekcje w milczeniu, a jeśli jesteś milczkiem, pierwszy odezwij się do ludzi. Jeśli masz różne rzeczy do zrobienia, zacznij od tych, które najtrudniej ci wykonać. Ważne, aby postanowienie jak najlepiej dopasować do struktury swego ja fałszywe

[1] Na rekolekcjach z zajęciami terapeutycznymi, pewna kobieta poprosiła o rozmowę indywidualną. Uskarżała się, że dokucza jej tik ręki, poważnie utrudniając jedzenie: Kiedy tylko usiądę przy ludziach w stołówce, pojawia się „tik” i wprowadza mnie w bardzo duże zakłopotanie. Nie mogę spokojnie zjeść zupy, bo rozlewam ją po całym stole. To jest dla mnie bardzo trudne! Zrobiłabym wszystko, aby nie mieć z tym kłopotu! Po zastanowieniu się, osoby prowadzące, zapytały, czy na pewno chce się tego pozbyć, bo zdaje się, że mają na ten problem dobry sposób. Odpowiedziała: tak. – A więc dobrze. Zaczniemy od tego, że przy najbliższej okazji ogłosimy przed posiłkiem, jaki masz problem. Gdy tylko usłyszała taką propozycję, niemal wpadła w panikę, stanowczo protestując.

Prawdziwą trudnością tej osoby nie był nerwowy tik ręki, ale wstyd. W grupie rekolekcyjnej każdy ma jakieś szczególne, osobiste trudności – w przeciwnym razie nie znalazłby się na rekolekcjach z zajęciami terapeutycznymi – jednak to właśnie wstyd łączy niemal wszystkich uczestników. Przekomarzano się delikatnie z tą kobietą, śmiejąc się do niej: Przecież byłaś gotowa zrobić wszystko! Ale ona za nic w świecie nie chciała się zgodzić na ten pomysł. Lęk wizerunkowy był zbyt silny. Choć nikogo by to nie zdziwiło ani nie zgorszyło, ponieważ na rekolekcjach z terapią panuje niesamowita atmosfera akceptacji dla ludzkiej słabości, obawa odrzucenia całkowicie ją blokowała. Dopiero po dwóch dniach pokonała ja fałszywe i zdecydowała się na publiczne odkrycie swojego problemu, który swoją drogą i tak był widoczny dla otoczenia. Niekontrolowany ruch ręki od razu znacznie się zmniejszył, a kobieta z humorem przy każdym posiłku śmiała się z siebie. I tak rozpoczęła się jej terapia. Przyjemnie było patrzeć, jak odzyskiwała wolność.

[2] Mąż posprzeczał z żoną, tuż przed wyjazdem we dwoje na długo wyczekiwany weekend. Wsiedli bez słów do samochodu i w milczeniu jechali na wypoczynek. Czuł on wewnętrznie, że pierwszy powinienem przerwać ciszę słowem przepraszam. Jednak niemal fizycznie słabł, gdy próbował wykrztusić z siebie to magiczne słowo. Obserwował siebie i nie mógł się nadziwić sile, jaką miało jego ja fałszywe. Myślał, że umrze, jeśli pierwszy wyjdzie z pojednaniem. Wreszcie postanowił sobie, że zacznie odliczać w myśli do dziesięciu i gdy dojdzie do końca, wykrztusi to słowo z siebie. Więc liczył: jeden. dwa, trzy… coraz wolniej i wolniej, ale konsekwentnie. Przy dziesiątce wydukał z automatu: Przepraszam. Żona odpowiedziała: Ja też przepraszam, i wróciła radość, miłość oraz życie. Byli po raz kolejny uratowani! Furtka pokory stoi zawsze otworem, tylko niekiedy nie ma nikogo, kto by chciał przez nią przejść jako pierwszy. Ja fałszywe nie jest w stanie przecisnąć się przez taką furtkę.

[3] Pewna mądra osoba opowiadała, jak się nauczyła zawsze mówić prawdę. Otóż postanowiła sobie, że ile razy przyłapie się na najdrobniejszym nawet kłamstwie, tyle razy będzie musiała wrócić i sprostować swoje małe oszustwo. To podobno bardzo szybko leczy z mówienia maleńkich kłamstewek.

Copyright 2015 - Bonifratrzy - Zakon Szpitalny św. Jana Bożego

realizacja: velummarketing.pl
do góry