Klasztor w Warszawie p.w. św. Ryszarda Pampuri

Samson: WOJOWNIK

Historia Samsona jest fascynująca ze względu na jego niewyczerpaną siłę, odwagę i poczucie wolności, z jaką podchodził do wszelkich zasad. Działo się to wtedy, Gdy znów zaczęli Izraelici czynić to, co złe w oczach Pana, wydał ich Pan w ręce Filistynów na czterdzieści lat (Sdz 13, 1). W Sorea, w pokoleniu Dana, mieszkało bezdzietne małżeństwo. Bóg wysłuchał modlitwy żony i poprzez anioła zapowiedział: «Otoś teraz niepłodną i nie rodziłaś, ale poczniesz i porodzisz syna. Lecz odtąd strzeż się: nie pij wina ani sycery i nie jedz nic nieczystego. Oto poczniesz i porodzisz syna, a brzytwa nie dotknie jego głowy, gdyż chłopiec ten będzie Bożym nazirejczykiem od chwili urodzenia. On to zacznie wybawiać Izraela z rąk filistyńskich» (Sdz 13,3-5). Samson (…) rósł, a Pan mu błogosławił (Sdz 13, 24).

Idąc do Timny, ujrzał jego córkę, w której zakochał się, dlatego prosił rodziców: «Weźcie mi ją teraz za żonę» (Sdz 14, 2). A oni odpowiedzieli mu: «Czyż nie ma kobiety pomiędzy córkami twoich braci i w całym twoim narodzie, żeś poszedł szukać żony wśród nieobrzezanych Filistynów?» (Sdz 13, 3). Ale on im nie ustępował: «Weźcie mi tę, gdyż spodobała się moim oczom». Rodzice jego nie wiedzieli, że to pochodziło od Pana, który szukał słusznego powodu do sporu z Filistynami (…) (Sdz 13, 3-5). Podczas wspólnej drogi, gdy Samson był sam, w pobliżu winnic Timny, zaatakował go młody lew. Wówczas opanowany duchem Pana rozdarł go, jak rozdziera się koźlę, nie mając nic w ręku. Pewnego razu, wracając od narzeczonej, podszedł do padliny zwierzęcia i zobaczył w niej rój pszczół i miód. Przyniósł go rodzicom, ale nie powiedział im z jakiego tajemniczego miejsca on pochodzi.

Wesele Samsona, zgodnie ze zwyczajem, trwało siedem dni. Na początku uroczystości zadaje gościom zagadkę. Jeśli jej nie rozwiążą, to będą musieli dać mu trzydzieści tunik i szat ozdobnych. Po trzech dniach Filistyni zwrócili się do jego żony: «Namów swojego męża, aby nam podał rozwiązanie zagadki, w przeciwnym bowiem razie zniszczymy ogniem ciebie i dom twego ojca. Czy na to zaprosiliście nas tutaj, aby nas ogołocić z naszego mienia?» (Sdz 14, 15). Z płaczem więc zwróciła się żona do niego: «Zaprawdę nienawidzisz mnie i nie masz dla mnie miłości. Oto synom mego narodu zadałeś zagadkę, której nie rozwiązałeś wobec mnie» (Sdz 14, 16). Niestety Samson dał jej prawidłową odpowiedź, którą ona podała Filistynom. Wtedy w mocy Pana poszedł do Aszkelonu i zabił trzydziestu mężczyzn, a zdobyty łup przekazał tym biesiadnikom, którzy rozwiązali zagadkę. Uniesiony wielkim gniewem wrócił do domu swego ojca.

Minęło kilka dni, w czasie żniw pszenicy, Samson przyniósł swojej żonie koźlę i powiedział: «Chcę wejść do mojej żony, do pokoju» (Sdz 15, 1). Jednak jej ojciec zabronił mu i oświadczył: «Pomyślałem sobie, żeś ją znienawidził i dałem ją twojemu towarzyszowi, ale czyż młodsza jej siostra nie jest piękniejsza niż ona? Weź sobie ją zamiast tamtej» (Sdz 15, 2). Samson odpowiedział mu: «W takim razie nie będę już miał żadnej winy wobec Filistynów, gdy im uczynię co złego» (Sdz 15,3). Łapie on trzysta lisów, związuje po dwa ogonami, do których przyczepia po jednej płonącej pochodni. Lisy wbiegają z nimi w zboże, do winnic i na plantacje oliwek. W ten sposób niszczą wszystkie zbiory. Władcy filistyńscy, dowiedziawszy się o przyczynie takiego postępowania Samsona, spalili jego żonę i jej ojca. Wtedy oświadczył im: «Ponieważ w ten sposób postąpiliście, dlatego nie spocznę, dopóki się nad wami nie zemszczę». I zadał im wielką klęskę, bijąc od bioder aż do goleni (Sdz 15, 7-8). Potem przebywał w grocie skalnej w Etam.

W odwecie, Filistyni najechali na Judę i rozbili obóz aż do Lechi. Zatem trzy tysiące mieszkańców  przybyło do Salomona, prosząc, żeby dał się wydać w ręce wroga. Tak więc związali go dwoma nowymi powrozami i sprowadzili z góry. Samson napełniony duchem Boga rozrywa pęta i mając w ręku oślą szczękę zabija tysiąc żołnierzy przeciwnika. Po tym zwycięstwie udaje się do Gazy, spędzając noc z nierządnicą. Mieszkańcy, poinformowani o jego pobycie, zaczaili się w nocy na niego przy bramie miejskiej, chcąc nad ranem go zabić. Lecz on o północy chwycił wrota wraz z jej podwojami, wyrwał ją z zaworą i zaniósł na szczyt góry, znajdującej się naprzeciw Hebronu.

Krótko potem, Samson zakochuje się w kobiecie o imieniu Dalila, z doliny Sorek i poślubia ją. Pewnego razu przyszli do niej Filistyni, prosząc: «Oszukaj go i dowiedz się, w czym tkwi jego wielka siła oraz jak moglibyśmy go pokonać, a następnie związać i obezwładnić. Każdy z nas da ci tysiąc srebrników» (Sdz 16, 5). Samson trzykrotnie dawał jej wymijająca odpowiedź, dlatego powiedziała do niego: «Jak ty możesz mówić, że mnie kochasz, skoro serce twoje nie jest ze mną złączone? Oszukałeś mnie już trzy razy nie wyjaśniwszy mi, w czym tkwi twoja wielka siła». I gdy mu się tak naprzykrzała, że go przyprawiała o strapienie, a nawet o śmiertelne wyczerpanie, wówczas otworzył przed nią całe swoje serce i wyznał jej: «Głowy mojej nie dotknęła nigdy brzytwa, albowiem od łona matki jestem Bożym nazirejczykiem. Gdyby mnie ogolono, siła moja odejdzie, osłabnę i stanę się zwykłym człowiekiem» (Sdz 16, 15-17). Jako poświęconemu Bogu, zgodnie ze zwyczajem żydowskim, nie wolno było mu obcinać włosów. Dalila więc uśpiła go na swoich kolanach, zawołała jednego z mężczyzn, który ogolił mu siedem splotów włosów na głowie. Wtedy opuściła go siła. Wydała Samsona w ręce swoich rodaków, którzy wyłupili mu oczy i uwięzili go w Gazie, żeby mełł ziarno. W czasie święta ku czci ich boga Dagona, przyprowadzili go, żeby ich zabawiał. W tym czasie odrosły mu włosy. Samson, odzyskując siłę, oparł się o dwie kolumny podpierające konstrukcję budynku i zawalił go. Zginęli wtedy wszyscy władcy filistyńscy oraz zgromadzeni tam ludzie: Tych, których wówczas zabił sam ginąc, było więcej aniżeli tych, których pozabijał w czasie całego swego życia (Sdz 16, 30). Bracia pochowali go w grobie jego ojca między Sorea i Esztaol. Sprawował on sądy nad Izraelem przez dwadzieścia lat.

Koleje losu Samsona – przypominające przygody greckiego herosa Heraklesa – we wczesnym Kościele, interpretowano w sposób teologiczny. Dopatrywano się w nim wzoru Chrystusa. Tak jak narodzenie Jezusa zostało objawione Maryi, tak anioł zapowiedział Manoachowi, że urodzi mu się syn poświęcony Bogu. Jego zwycięstwo nad wrogami jest porównywane do zwycięstwa Jezusa nad faryzeuszami. Scena, w której Samson wyrywa wrota bramy miejskiej Gazy, staje się parabolą zmartwychwstania Jezusa kruszącego bramy śmierci. Samson jest uwięziony i wyśmiany – tak jak Jezus. Oddając swoje życie – zabijając wrogów filistyńskich – staje się obrazem śmierci Jezusa na krzyżu, poprzez którą uwalnia On ludzkość z grzechów. Wczesny Kościół w ten sposób wygładził nieco to, co gorszące w historii Samsona. To przeinterpretowanie ze strony Ojców Kościoła można jednak rozumieć także w ten sposób, że w jego historii widzieli oni prawzór naszej drogi stawania się mężczyzną. Nierozerwalnie łączy się ona z przezwyciężaniem zła, odrzucaniem roli ofiary, nieuleganiem wrogom naszego życia, walką o własne życie. Na tej drodze należy także liczyć się z ryzykiem przegranej w walce.

Samson jest typowym wojownikiem. W dzisiejszych czasach trudno nam przyjąć taki przykład, dlatego że w obydwu wojnach światowych zginęło tak wielu ludzi i ciągle istnieją terroryści pogrążający świat w nowych wojnach. Archetyp wojownika nie jest jednolity. Potwierdzeniem tego jest chociażby grecki bóg wojny Ares (łac. Mars), który z jednej strony reprezentuje pozytywną męską siłę, z drugiej zaś, z powodu swojej popędliwości i żądzy walki, cieszy się najmniejszym poważaniem u bogów Olimpu. Mężczyzna o cechach Aresa (…) ma bezpośredni kontakt ze swoimi uczuciami i ciałem – uważa J. S. Bolen, ale może ucieleśniać także wymykającą się spod kontroli skłonność do kłótni.

W dobrym tego słowa znaczeniu, wojownik oznacza tego, kto konfrontuje się ze swoim lękiem. Walczy on zawsze o wolność, nie przeciwko komuś, lecz za ludzi. Nie urzeczywistniając archetypu wojownika (…) nigdy nie będziemy zdolni do życia w pokoju i solidarności w sposób świadomy – twierdzi M. Fischedick. Biorąc odpowiedzialność za swoje życie, zarazem dystansuje się on do oczekiwań innych wobec siebie. Taka postawa nieuchronnie prowadzi go do konfliktów. Jednak żeby się rozwijać, nie można ich unikać, bo w przeciwnym razie opanują człowieka: złość i urazy. Będą ujawniać się one w najmniej odpowiednim momencie. Z. Freud krytykował metody wychowawcze stosowane w jego czasach za to, że nie przygotowują młodzieży do odpowiedniego traktowania agresji. Szczególnie w naszych czasach, w których młodzi ludzie wykazują dużą skłonność do przemocy, potrzeba mądrych metod obchodzenia się z nią, aby nie szkodzić innym. Taki człowiek znęcając się nad innymi, nie ma też władzy nad sobą, niszczy także siebie. Pokrzywdzeni, którzy nie postawili granic, w duchu odwetu, również szukają zemsty. Tak więc wszyscy, trwając w błędnym kole, zabijają własną duszę. Drogą wyjścia jest prawda, sprawiedliwość i przebaczająca miłość, dzięki której człowiek, nie lekceważąc siły emocji, uczy się nimi kierować. Wykorzystując ich moc, podejmuje właściwe decyzje dla dobra wspólnego.

Samson nie jest wszechmocny. Istnieje w nim takie miejsce, w które można go zranić. Po obcięciu włosów opuszcza go wszelka siła. Grecy opowiadają o Achillesie, najdzielniejszym z bohaterów, którego słabością była pięta. Germanowie mają legendę o Zygfrydzie. Swoją siłę zawdzięczał kąpieli we krwi smoka, podczas której na jego ramię spada listek figowy i rana zadana w to miejsce jest dla niego śmiertelna. Każdy, kto podejmuje walkę życia, prędzej czy później odniesie w niej rany. Nasze społeczeństwo lubuje się w wyszukiwaniu i obnażaniu słabości tych, którzy znajdują się na świeczniku. Wielu mężczyzn boi się tego, że zostaną odkryte ich czułe miejsca. Otaczają się swego rodzaju pancerzem. Albo kryją się za fasadą poprawności czy bezbłędności. Ale wtedy stają się ubodzy. Nie podejmując żadnego ryzyka, przestają walczyć w dobrej sprawie z obawy przed poniesieniem klęski. Prawdziwy mężczyzna nie ukrywa i nie wypiera się swoich słabości. Z otwartymi ranami walczy dalej, nawet jeżeli jest atakowany przez opinię publiczną.

Grecy mówią o agonii, intensywnie odczuwanym bólu mężczyzny. Św. Łukasz natomiast opisuje śmiertelne cierpienie Jezusa na Górze Oliwnej. E. Stauffer rozumie przez agonię (…) obawę o zwycięstwo – w obliczu zbliżającej się decydującej walki, od której zależy los świata (Grundmann, Święty Łukasz, s. 412). Agonia jest walką na śmierć i życie, dlatego z byciem mężczyzną wiąże się ryzyko śmierci jako konsekwencji zaangażowania się po stronie życia. P. Arnold, amerykański jezuita, pisząc o archetypie wojownika, uważa, że (…) mężczyzna musi się nauczyć żyć z agonią – chyba że zdecyduje się pozostać widzem i spędzić swoje życie jako obserwator, na tarasie, w fotelu bujanym przy szklance lemoniady w towarzystwie cnotliwych ciotek. Ten, kto utożsami się z taką postawą, zostanie zraniony i doświadczy lęku, pojawią się konflikty. Niemniej, tylko w ten sposób można stać się źródłem życia, bo z obserwacji nie wynika nic poza nudą. Wprawdzie obserwatorzy wszystko wiedzą najlepiej, ale nigdy nie angażują się w istotne sprawy istnienia.

Szczególnie dzisiaj, w czasach zagrożonych terroryzmem i nieustanną groźbą wojen, trzeba się zastanowić nad archetypem wojownika. Największe niebezpieczeństwo dotyczy tego, że emocjonalnie zranieni mężczyźni, (…) niepewni własnego znaczenia, wartości i swojej męskości – zaznacza P. Arnold, identyfikują się z tym wzorem. Od takich ludzi może wyjść jedynie zniszczenie i nieszczęście. Zatem największym jego przykazaniem jest: (…) nie działać przemocą i ślepą złością czy z żądzy zemsty – uważa powyższy autor. Jeśli ktoś musi niszczyć innych, dlatego że sam jest wewnętrznie zniszczony, to nie jest prawdziwym wojownikiem. R. Bly podkreśla, że taka rola ma wiele wspólnego z ochroną psychicznych granic a także ze sprzeciwem wobec zła. Według Arnolda istotne cechy mężczyzny to: Odwaga, poświęcenie samego siebie, wytrzymałość, zręczność i heroiczna równowaga. Wojownik nigdy nie stosuje przemocy, lecz walczy o pokój. Tacy ludzie jak Mahatma Gandhi czy Martin Luther King, zrealizowali archetyp wojownika w ten sposób, że nie dopuścili do tego, by pozostać na pozycji ofiary. Z wielką siłą nawoływali do pokoju i mimo sprzeciwu wielu, osiągnęli go. Przeciwieństwem wojownika nie jest mediator czy rozjemca, ale bierna ofiara, która identyfikuje się ze swoją rolą, narzekając na swoją sytuację, i równocześnie nie angażując się w walkę o dobro.

Biblijna historia o Samsonie pokazuje nam istotne aspekty wojownika. Jest on pogromcą lwów, dobrym strategiem i graczem, odgadującym zagadki. Potrafi umiejętnie obchodzić się ze swoją agresją. Walczy nie tylko z pomocą swojej siły, lecz także inteligencji. Samson jest mistrzem w uwalnianiu się z pęt, którymi krępują go pobratymcy, żeby oddać go w ręce Filistynów. Nie da się ująć, ograniczyć czy zdominować nawet przez swoich przyjaciół. Wojownik jest wolnym mężczyzną, niezależnym od więzów pokrewieństwa. Nikt nie jest w stanie go uwięzić. W końcu, w walce przeciwko swoim wrogom, Samson stawia na szali własne życie. Potrzeba nam dzisiaj takich mężczyzn, którzy odrzucą zniewalające interesy grupy i będą walczyć w wolności w imię życia.

Być może przyczyna braku zainteresowania mężczyzn duchowością leży w tym, że zawiera ona zbyt dużo uspokajających elementów, a nie daje możliwości odkrycia siły wojownika. W czasach powstawania pierwszych wspólnot zakonnych droga duchowa była rozumiana jako walka. Św. Benedykt z Nursji mówi o militia Christi – żołnierzach Chrystusowych, walczących w służbie Jezusa. Zachęca mnichów do tego, by chwycili za broń posłuszeństwa, (…) żeby służyć prawdziwemu Królowi, Chrystusowi, Panu (Reguła św. Benedykta, Prolog 3). Św. Benedykt w tradycji wczesnego Kościoła, która w nawiązaniu do filozofii stoicyzmu mówi o walce duchowej, jest łączony z walką z namiętnościami i demonami. Natomiast św. Bazyli zaznacza: Żołnierz tego świata wyrusza na wojnę przeciwko widzialnemu wrogowi. Ale przeciwko tobie nie przestanie walczyć niewidzialny wróg (Holzherr, Św. Bazyli, s. 37). Nic nie powstrzyma żołnierza Jezusa od służby Jemu. Od strony psychologicznej można byłoby te słowa zinterpretować w ten sposób: mamy służyć swojej prawdziwej istocie, nie dać się sprowadzić z drogi poszukiwania własnego „ja”.

Dla św. Benedykta oczywiste jest to, że właściwa walka toczy się w sercu. Duchowa walka pociągała wówczas wielu młodych mężczyzn, zwłaszcza tych silnych. Dzisiaj szukają jej częściej mężczyźni skłonni do depresji. W naszych czasach przydałaby się taka duchowość, jaka charakteryzowała pierwszych mnichów. Wtedy więcej mężczyzn poczułoby się zaproszonych do podjęcia takiego wyzwania. Ta walka nie jest tylko walką wewnętrzną, lecz także walką na zewnątrz, ciągłą konfrontacją z zadaniami, jakie stawia przed nami życie. Wojownik jest w ciągłym pogotowiu. Nie cofa się przed trudnościami. Benedyktyńska postawa stabilitas oznacza ciągłe trwanie w życiu zakonnym. Nie chodzi tu o pozostawanie w tym samym miejscu, lecz o wewnętrzne trwanie, o stawianie czoła problemom, jakie niesie ze sobą codzienność. Kto walcząc trwa – tak rozumieli to pierwsi zakonnicy – ten posiada ducha Jezusa. On także był wojownikiem – tym, który nie unikał konfliktów, lecz był w nich do samego końca, aż do swojej śmierci na krzyżu.

We wczesnym Kościele wielu świętych było żołnierzami, jak np. św. Jerzy, św. Achacjusz czy św. Maurycy. To są wojownicy, którzy nie kierowali swojej walecznej natury przeciwko ludziom, lecz używali jej dla obrony i bezpieczeństwa ludzi. Wojna jest czymś innym niż walka. W sportowych zawodach walczymy o nasze cele. Zaś w obrazie wojownika istotną rolę zawsze odgrywa postać wroga. Jest to ktoś czyhający na nasze życie. Dla pierwszych mnichów święci żołnierze byli wzorami w walce z demonami, które stawały im na drodze, utrudniając życie. To dlatego św. Benedykt rozumiał życie zakonne jako służbę wojenną, jako ciągłą konfrontację z siłami, które chcą nas zniszczyć.

W średniowieczu istniało zjawisko miłości dworskiej. Rycerze staczali zażarte pojedynki o kobietę, którą czcili i adorowali. Walkę wiązali z miłością. Ci rycerze nie byli zawadiakami, lecz umiejętnie łączyli ze sobą walkę, umiar i dobre obyczaje. Ujmowali się za biednymi. A ich miłość polegała na tym, że marzyli o szlachetnej damie, nie pragnąc jej zdobyć. Filozof żydowski, Walter Schubart, nazywa tę miłość adorującą. Twierdzi, że (…) erotyka adorująca powstała w XII wieku razem z szacunkiem dla kobiety (…). Musiały być to niezwykłe kobiety, skoro rozpalały ówczesnych mężczyzn aż do uwielbienia, obalając hierarchię, która do tej pory obowiązywała w relacjach między płciami. My tymczasem sądzimy, że wojownik obchodzi się z kobietami w sposób grubiański. W miłości dworskiej rycerz miał zupełnie inny stosunek do kobiet. Nie chciał on jej posiadać, ale kochać, opiewając swoją miłość do niej w pięknych pieśniach. Zawsze jednak zachowywał pełen respektu dystans do uwielbianej osoby. W dzisiejszych czasach nie jest możliwe naśladowanie dosłownie miłości dworskiej, ale nauka łączenia w sobie wojownika i zarazem kochanka jest godna uznania i pochwały.

Każdy wojownik, tak jak Samson, jeśli chce wyruszyć w podróż stawania się mężczyzną, powinien też znać swoje słabości. Lekkomyślność naszego bohatera, pewna doza naiwności, sprowadziły go z drogi pełnienia Bożych zamiarów. Przestał czuwać nad sobą, polegając tylko ona duchu Pana i Jego mocy. Bóg obdarza zawsze człowieka wielkimi darami i powołuje do wyruszenia z misją głoszenia Jego słowa. Lecz nie oznacza to, że zabierze mu jego braków i ograniczeń. Postać Samsona jest znakiem ostrzegawczym, który stawia pytanie: czy dobrze znasz samego siebie?

Copyright 2015 - Bonifratrzy - Zakon Szpitalny św. Jana Bożego

realizacja: velummarketing.pl
do góry