16. Praca z myślami
Gdy człowiek zaczyna uważniej przyglądać się temu, co dzieje się w jego głowie, to ze zdumieniem stwierdzi, że żartobliwe sformułowanie ks. Józefa Tischnera: Ktoś mi myśli – jest jak najbardziej prawdziwe. Panuje nieuświadomione przekonanie, że myśli, po prostu, „są takie, jakie są i już”. Nie nastąpi jednak dalszy rozwój osoby, jeśli nie zacznie ona porządkować swojego myślenia. Wielu ludzi próbuje pracować nad swoimi emocjami, nie wiedząc, że to myśl, a nie uczucie, poddaje się ich woli. Dlatego próby modyfikowania uczuć są dla człowieka szkodliwe, natomiast ma on prawo, a nawet obowiązek, pracować z myślami.
Co chce się myśleć?
Trzeba koniecznie wybrać to, co chce się myśleć, a nie zgadzać się na to, by się „samo” myślało. Myśli, podobnie jak wybory życiowe, mogą pochodzić z prawdziwego lub fałszywego ja. Zdarza się, że ktoś ze zgrozą odkrywa, że niemal wszystko – co do tej pory myślał o sobie, świecie i relacjach z ludźmi – pochodzi z tego drugiego, zatrutego źródła. Przekonania na temat swojej małej wartości lub przeciwnie, zawyżanie wewnętrznych opinii na swój temat, innych ludzi, świata i Boga – może być produktem ja fałszywego. Po czym to się poznaje? Weryfikacji dokonuje się sprawdzając zgodność własnych myśli z prawdami uniwersalnymi i prawem naturalnym. Dla chrześcijan będzie to Słowo Boże: czy to, co się myśli, jest zgodne z tym, co powiedziałby o tym, o innych i o świecie Bóg? Jeśli myśli nie zgadzają się z Objawieniem, uznaje się je za pochodzące z ja fałszywego. Jeśli są z nim zgodne, określa się je mianem „myślenia prawdziwego”.[1] W ujęciu psychologicznym „prawdziwe myślenie” prowadzi do miłości – rozwoju, w przeciwieństwie do myśli dyktowanych przez ja fałszywe, które zahamowują rozwój i uniemożliwiają miłość. W teologii duchowości myśli z ja fałszywego często są określane jako kuszenie.[2]Podjęcie decyzji
Wiele osób potrzebuje kogoś z zewnątrz, kogoś dojrzałego, kto już przeszedł pewną drogę, aby wspólnie ustalić, jakie myślenie jest błędne, a jakie jest prawidłowe; które myśli są wytworem procesu neurotycznego i jednocześnie odpowiadają za dysfunkcje, a które trzeba świadomie wybrać, uznając za prawdę. Chodzi tu o podjęcie decyzji na poziomie intelektualnym: co wybieram myśleć, a nie: co mi się myśli. Czasami niemal od podstaw tworzy się z rozmówcą zbiór właściwych myśli i przekonań, które ten uzna za swoistą „ustawę zasadniczą”, aby odtąd konfrontować z nią wszystkie swoje poglądy. Od tego momentu rozpoczyna się mozolna praca osoby nad sobą, polegająca na odrzucaniu tego, czego nie wybiera myśleć, a co jej się jeszcze automatycznie narzuca. Zadziwiające, jak wielu ludzi bardzo niechętnie odrzuca nieprawidłowy sposób myślenia, nawet jeśli na poziomie świadomym zgadzają się z faktem, że ich ogląd rzeczywistości nie jest prawidłowy.[3] Dzieje się tak, ponieważ myśli z ja fałszywego potrafią bardzo skutecznie imitować myśli prawdziwe.[4]
Wybór prawdziwego dobra
Dlatego Karol Wojtyła zaleca: Wyraźnie mówić sobie, czego chcę, wydobywać te elementy, które istotnie akceptuje wola.[5] To bardzo ważne zdanie! Człowieka definiuje to, co wybiera, a nie to, co mu się udaje. Nie należy oceniać siebie przez pryzmat słabości, deficytów i braków. Wyobraź sobie, że archeolodzy wykopali pokruszoną starożytną wazę. Pech chciał, że nie udało się odnaleźć wszystkich części naczynia, jednak ze względu na unikalność, piękno i bezcenną wartość znaleziska wazę sklejono i umieszczono w muzeum, aby zwiedzający mogli oglądać wspaniałe odkrycie. Nikt z publiczności nie przychodzi po to, by oglądać ubytek po brakujących elementach. Ważne jest przecież to, co udało się odzyskać! Dlatego, uznając swoją słabość, nie powinno się określać siebie przez to, co nie wychodzi, ale przez to, co pragnie się wykonać. Jeśli miałoby się do czynienia z mężczyzną – wspaniałym mężem i ojcem, żyjącym bardzo ofiarnie i czyniącym wiele dobra, któremu, pomimo długoletniej walki, ciągle się jeszcze zdarza wybuch niepohamowanego gniewu, to czy uznałoby się go za zatwardziałego grzesznika?
Człowieka określa dobro, które jest już w nim obecne i dobro, którego pragnie. Ono bowiem istnieje naprawdę, podczas gdy zło jest tylko brakiem dobra. Osobę określa to, co w niej istnieje, a nie to, czego w rzeczywistości w niej brak. Oczywiście, nie lekceważąc własnych grzechów i słabości, należy też uważać na to, co się o sobie myśli. Pielgrzymem jest zarówno ten, kto już dotarł do miejsca pielgrzymki, jak i ten, kto ma do przejścia jeszcze bardzo długą drogę.
[1] Należy zauważyć, że niektórzy nie są w stanie prawidłowo ocenić co jest, a co nie jest zgodne ze Słowem Bożym. Ludzie bardzo często karmią się fałszywą teologią.
[2] Dla wielu szkół terapii pomysł na pracę z myślami jest nie do przyjęcia, ponieważ uważają ją za ingerencję idącą zbyt daleko w życie klienta. Według nich terapeuta powinien zachować postawę neutralności światopoglądowej, ponieważ prawda jest względna, pacjent konstruuje swój własny świat, itd. Natomiast w koncepcji chrześcijańskiej terapii integralnej (ChTI), uznaje się istnienie prawdy obiektywnej: świat ma „górę i dół”, istnieje dobro i zło; pewien sposób myślenia jest zdrowy i prawidłowy, a inny nie; są postawy życiowe prowadzące ku większej miłości i wolności wewnętrznej – rozwoju, oraz takie, które zatrzymują w miejscu, a nawet szkodzą. Według ChTI terapeuta nie powinien się wahać w wykazaniu błędnego myślenia, np. teologicznego czy z dziedziny psychologii.
Z doświadczenia wynika, że proces neurotyczny bardzo często oparty jest o błędne rozumienie miłości, relacji międzyludzkich, wolności, religii. Wiele osób czuje znaczącą poprawę lub nawet całkowicie zdrowieje, gdy zmieni sposób myślenia. Taką terapię proponuje się także osobom niewierzącym, które jednak są gotowe przyjąć założenie, że w świecie istnieją pewne prawdy mające charakter uniwersalny. Wartość człowieka nie zależy od jego umiejętności, wyglądu, wykształcenia, majątku lub inteligencji. Życie ludzkie jest bezcenne. Nie należy utożsamiać miłości z uczuciem. Zdrada i kłamstwo są czymś złym. Zło nigdy nie prowadzi do rozwoju tego, kto je świadomie popełnia. Wszyscy ludzie mają tę samą wartość. Podział uczuć na negatywne i pozytywne jest błędny i szkodliwy. Bóg, jakkolwiek pojmowany, jest miłością. Istnieje Siła Wyższa prowadząca każdego człowieka do rozwoju. Jego kierunkiem jest coraz większa miłość, wolność i suwerenność emocjonalna. Pewne ludzkie postawy i działania nazywa się grzechem, ponieważ ze swej natury szkodzą temu, kto je popełnia i tym, którzy ich doświadczają. Grzech nie jest dobrem zakazanym przez Boga, lecz próbą osiągnięcia jakiegoś celu w sposób niszczący siebie lub innych. Neurotyk to człowiek, który próbuje realizować słuszną potrzebę miłości krzywdząc siebie. Czyli zachowania neurotyczne są źle ukierunkowaną troską o siebie. Bożą odpowiedzią na grzech jest miłosierdzie a nie kara. Rodzice nie powinni obciążać dzieci swoimi trudnościami małżeńskimi, itp.
Podczas terapii nie dyktuje się nikomu, w jaki sposób ma żyć – Powinien Pan zmienić pracę, ani kiedy i jaką decyzję ma podjąć – Najwyższy czas wziąć ślub. Nie można przejmować odpowiedzialności za życie człowieka, bowiem taka praca ma go bowiem prowadzić ku dojrzałości. Jednak ukazuje się kierunki rozwoju, konieczność zmian oraz ewentualne konsekwencje ich zaniechania.
Zdarza się, że osoba, której się towarzyszy, nie jest w stanie sama ustalić prawdziwych myśli i trzeba ją do tego podprowadzać, czasem wykazując wprost, że to, co przywykła uważać za prawdę, tą prawdą nie jest. Wchodzi się wtedy w delikatny obszar działania dyrektywnego. Oczywiście odnosi się to do prawd podstawowych, dotyczących siebie samego, relacji z innymi lub z Bogiem: czasem trzeba przywrócić prawidłowe myślenie na temat uczuć, modlitwy, miłości i innych obszarów istotnych dla zdrowia emocjonalnego. Praca w tym wrażliwym obszarze wymaga ogromnej delikatności i cierpliwości. Pacjent może przyjąć inne myślenie wyłącznie wtedy, gdy zrozumie błąd starego rozumowania. Nie może się to dokonać pod przymusem, „na zlecenie” terapeuty. Nie zmienia się ludzi na siłę – to zresztą jest niemożliwe – raczej towarzyszy się im w procesie dochodzenia do zrozumienia i poznawania prawdy. Pokazując „prawdziwe myślenie”, nie należy tworzyć człowieka na jego własny obraz i podobieństwo. Razem z nim poszukuje się tego, co prawdziwe. Nie koryguje się poglądów politycznych, preferencji, przyzwyczajeń etc.
[3] Pewna osoba ciągle uważała się za gorszą od innych. W jej głowie na okrągło „szła mantra”: jestem do niczego, wyglądam beznadziejnie, nic mi się nie uda i tak dalej… Oczywiście zgadzała się z faktem, że to wszystko nie jest prawdą, ale z wielką niechęcią podejmowała decyzję o pozostawieniu tych kłamstw. W pewnym momencie, niemal przyparta do muru, stwierdziła: Jeśli to pozostawię, nie będę miała nic w zamian, będę musiała podjąć pracę nad sobą, nie będę mogła się już chować za tymi zdaniami. Rzeczywiście, myśli, które prezentowała, były specyficznym mechanizmem obronnym, który w cudowny sposób zdejmował z niej odpowiedzialność za własne życie. Przedziwne: przyszła prosić o pomoc, a jednocześnie broniła się przed zmianą sposobu myślenia; chciała osiągnąć „nowe”, nie porzucając „starego”. Można stwierdzić, że niemal każdy, komu proponuje się radykalne odcięcie się od fałszywego myślenia, wykazuje na początku opór, jakby mu było żal zostawiać coś cennego, nawet jeśli intelektualnie zgadza się z tym, że jego myślenie jest błędne i hamuje go w rozwoju.
[4] Górska wycieczka miała trwać kilka godzin, przedłużyła się jednak prawie dwukrotnie i wszyscy byli śmiertelnie zmęczeni. W pewnym momencie, jedna z uczestniczek, która jest cudowną, mądrą i szlachetną osobą, znalazła się na skraju swych możliwości emocjonalnych; wybuchła gniewem, czego zresztą później żałowała. Na drugi dzień, gdy już turyści wypoczęli, powiedziała: Widzicie, pokazała się cała prawda o mnie; można było zobaczyć, jaką jestem naprawdę. Jej przyjaciele szybko zaprzeczyli takiemu stwierdzeniu, bo choć wygląda ono z pozoru na prawdziwe i może nawet brzmi pokornie, jednak jest to zdanie pochodzące z ja fałszywego: Czy wobec tego ekstremalnego wydarzenia w górach cała miłość i oddanie, jakie wkładasz w życie swej rodziny, jest czymś nieprawdziwym? Co jest więc prawdą o tobie, chwila, w której objawiła się twoja słabość, czy życie, które na co dzień prowadzisz i postawy, które w sposób świadomy wybierasz? Przecież w rzeczywistości chcesz kochać i przez większość życia wspaniale ci się to udaje! Naprawdę jesteś zdolna do miłości i widać to na co dzień. Ta chwila pokazała, że w wyczerpaniu fizycznym reagujesz agresywnie. Ale agresja, to nie jest cała prawda o tobie.
[5] W. Połtawska, Beskidzkie rekolekcje, dz. cyt., s. 48.