Klasztor w Nazarecie p.w. Świętej Rodziny

Abuna Jack Karam OFM przeżył cud uzdrowienia swego brata Boulos’a

Ojciec Jack, dziś jako ciężko chory pacjent, z koronką do Miłosierdzia w ręku, prosi Boga miłosiernego o cud dla siebie. Cztery lata temu był inicjatorem wyjazdu swego brata do Lourdes i świadkiem jego cudownego uzdrowienia z paraliżu po przebytych 6 operacjach kręgosłupa i połowicznym niedowładzie kończyn dolnych.

W czasie kolejnej wizyty u ojca Jack’a na sali oddziału wewnętrznego, na którym pracują s. Glory i br. Jonasz OH, rozpoczęliśmy sympatyczną rozmowę na temat jego zdrowia i poprawy po leczeniu, mimo jego ciężkiej choroby. Zażartował, że to nie jest cud, tylko poprawa. Cud to dokonał się 4 lata temu i wskazał na siedzącego na sąsiednim łóżku swojego rodzonego brata Boulos’a (po polsku znaczy: Pawła) Karam.

Wszystko zaczęło się od komplikacji w kręgosłupie Boulos’a, który ciężko pracował, prowadząc firmę budowlaną. Pracował dla wielu wspólnot i klasztorów, prowadził wiele skomplikowanych remontów i renowacji, włącznie z zabytkami pamiętającymi dawne czasy średniowieczne krzyżowców.

Wieloletnie  obciążenie kręgosłupa spowodowało nieodwracalne zmiany, które zaskutkowały koniecznością wykonania 6 ciężkich operacji, łącznie z implantami. Po ostatniej operacji nastąpiło całkowite sparaliżowanie kończyn dolnych u Boulos’a. Lekarze odstąpili od dalszej terapii. Boulos pozostał na wózku przez 6 lat, bez nadziei na uleczenie. Fizjoterapia ani inne metody nie dawały rezultatu. Przed 7 operacją o. Jack poprosił brata, żeby dołączył do grupy pielgrzymów jadących do Santiago de Compostela, Fatimy i Lourdes.

W Lourdes Boulos mieszkał z kolegą, który mu pomagał we wszystkich czynnościach. Żona mieszkała z koleżanką na innym piętrze. Nadszedł dzień modlitwy o uzdrowienie. Boulos na wózku oczekiwał na swoją kolej zanurzenia się w cudownej wodzie. Tak wspomina dziś tę chwilę: „Kiedy widziałem tylu niepełnosprawnych, ciężko chorych, to prosiłem Madonnę, która spoglądała na nas z wysoka, o cud dla nich, a dla mnie, żebym tylko mógł poczuć ciepło w nogach…” Przed zanurzeniem się w wannie, mężczyźni powiedzieli: Teraz poproś Madonnę z Lourdes o cokolwiek chcesz, módl się z głęboką wiarą. Boulos wspomina w dalszym ciągu to cudowne wydarzenie: „Po wypłynięciu na powierzchnię wody podniesiono mnie i zauważyłem, że moja skóra jest sucha, tylko szyja i głowa ociekały wodą, czułem ciepło i dziwne uczucie pulsowania. Po powrocie do pokoju odczułem nieodpartą potrzebę poruszania się. Ponieważ kolor skóry na moich nogach stawał się coraz bardziej naturalny, więc bez pomocy kolegi wstałem z wózka i stałem przez kilka minut. Kiedy kolega wrócił, powiedziałem mu: „Popatrz, jak ja chodzę, coś się stało z nogami”. Dla potwierdzenia przeszedłem pokój w poprzek i zapytałem go, jak chodzę. Odpowiedział: To cud od Madonny!

Boulos stał się uzdrowionym, ale dotarło do niego, że za chwilę spotka się z żoną, bratem i resztą pielgrzymki. Nic nie mówiąc, wyszedł na zewnątrz, trzymając kulę w ręku, żeby odprawić wspólnie Drogę Krzyżową. Został na końcu grupy i powoli szedł zastanawiając się, jak to powiedzieć, że nic mu nie dolega. Kończyła się Droga Krzyżowa i pielgrzymi dotarli z powrotem do kaplicy, skąd się rozpoczęła. Boulos odważnie oddał kulę koledze i przespacerował się wzdłuż grupy…

Z bliskowschodnim entuzjazmem kobiety zaczęły krzyczeć ze szczęścia i szukać pomiędzy pielgrzymami żony Boulos’a i o. Jack’a, żeby z nimi podzielić się tym szczęśliwym zdarzeniem. Z niedowierzaniem padli sobie w objęcia, bez słów. Wszyscy udali się do kaplicy Matki Bożej z Lourdes odśpiewać „Te Deum” i podziękować za cud uzdrowienia.

Na drugi dzień po uzdrowieniu jedna z kobiet z innej grupy upadła i złamała nogę. Boulos oddał jej swój wózek inwalidzki oraz kule, bo jemu już nie były potrzebne. Po powrocie do Nazaretu-Migdal, Boulos w ferworze sił i energii wyremontował całe obejście kościelne, gdzie posługuje Abuna Jack. Uporządkował ogród z oliwkami, pomarańczami i winnymi latoroślami oraz przygotował miejsca dla pielgrzymów i młodzieży, którzy regularnie odwiedzają to miejsce w Nazarecie. Zajęło mu to 4 lata. Boulos codziennie posługuje choremu bratu-kapłanowi i dba o parafialne pomieszczenia.

Dziś w zupełnie innych okolicznościach zapytałem Boulos’a o uzdrowienie, samopoczucie, reakcje, jakie mu wtedy towarzyszyły. „Pokorna wiara – to mnie uzdrowiło, i to, że bardziej prosiłem dla innych, niż dla siebie. Teraz modlimy się za Jack’a, który jest ciężko chory. Wierzę, że Matka Boża go uzdrowi i będzie służył Bogu, szerząc kult Miłosierdzia Bożego”.

Ojciec Jack wciąż trzyma w dłoniach różaniec z relikwiami św. Siostry Faustyny i powtarza: Jezu, ufam Tobie!

 Za rozmowę dziękuje br. Franciszek Salezy OH

 

Copyright 2015 - Bonifratrzy - Zakon Szpitalny św. Jana Bożego

realizacja: velummarketing.pl
do góry