Jesz tłusto i słodko? Rozpędzasz miażdżycę jak sportowy samochód!

17–24 kwietnia – Tydzień dla Serca 

Rozmowa z doktorem Włodzimierzem Pawelskim, specjalistą kardiologiem z Poradni Kardiologicznej w Centrum Medycznym im. doktora Wacława Łęckiego Szpitala Zakonu Bonifratrów św. Jana Bożego Łodzi.

Co służy sercu?

Zdrowy tryb życia, zdrowe odżywianie się, aktywność fizyczna i ograniczenie używek, czyli przede wszystkim kategoryczne rozstanie się z papierosami, jeśli ktoś je pali i umiarkowanie w spożywaniu alkoholu, jeśli ktoś ma z tym kłopot. W diecie nie powinno być za wiele produktów słodkich, a więc tych zawierających cukry proste,  powinno się też ograniczyć do minimum niezdrowe tłuszcze zwierzęce. No i potrzeba minimum aktywności fizycznej, najlepiej – w przypadku osób prowadzących siedzący tryb życia – zaplanowanej, zmuszającej do wysiłku przez 30-40 minut kilka razy w tygodniu. To mogą być intensywniejsze spacery, jazda na rowerze, pływanie. Jeśli nie da rady, to chociaż postarajmy się nie wszędzie zawsze jechać samochodem – jeśli trzeba gdzieś niedaleko pójść, idźmy pieszo, jeśli trzeba znaleźć się na 2-3 piętrze, nie korzystajmy z windy, chociaż w weekendy wybierzmy się na dłuższy spacer. To wszystko każdy wie, nie odkrywam Ameryki, ale niech każdy z nas zapyta się, jak jest w praktyce? Czy nie jest tak, że mówmy sobie: zacznę jutro, a dziś jeszcze „ostatni raz”: tłusto, słodko i wszędzie samochodem?

Mówi Pan o jakości diety, czego unikać. A to, ile jemy, ma znaczenie?

Ogromne, bo nadwaga i otyłość niszczą nie tylko stawy, jak często słyszymy, ale niszczą też serce. A my od wielu już lat za dużo jemy, przejadamy się, dostarczamy naszemu organizmowi dziennie nawet dwa razy więcej kalorii niż jest w stanie zużyć. To czego nie zużyje, idzie w kilogramy, które obciążają nie tylko nasze stawy, ale także potężnie obciążają serce. Nie wspominam już o komforcie życia, bo z otyłością nie tak łatwo się przecież żyje.

Jak otyłość niszczy serce? Jak to możliwe?

Niszczy, ponieważ męczy serce. 80 procent osób, które przychodzą do kardiologa zaniepokojone „objawami sercowymi”, które u siebie obserwują narzeka na to, że szybko się męczą. Nie narzekają na bóle serca, nadciśnienie tętnicze, bóle głowy. Skąd wynika to zmęczenie? Z niewydolności serca, tak to określa się w kardiologii, ale to określenie dobrze oddaje to, co się dzieje z sercem u osoby otyłej.

Co takiego?

Otyłość nakłada na serce zadania ponad miarę, serce za wszelką chce zaopatrzyć nasze za duże ciała w tlen, wpompować w nie krew, zaczyna przyspieszać, ale i tak nie daje rady. Nie odpoczywa, można powiedzieć, że powoli „umiera” z wysiłku, zaczyna być niedokrwione, coraz słabiej się kurczy i rozkurcza. Dochodzi do włóknienia serca, to znaczy te jego fragmenty, które są niedokrwione, czyli niedotlenione obumierają, komórki mięśniowe serca zamieniają się w tkankę łączną. A ona już nie pracuje, jest fragmentem serca, ale nie kurczy się i nie rozkurcza, nie pompuje krwi. Proszę sobie wyobrazić, że osoba otyła, często jeszcze młoda, bez żadnych chorób niewydolność serca odczuwa tak samo jak osoba, która przeszła dwa zawały. Czyli jak ktoś, kto ma zniszczone serce. Z niewydolnością serca żyje się źle, bardzo niekomfortowo,  bo każdy większy wysiłek to problem – schody to problem, kilkaset metrów pieszo to problem. Jeśli taki stan trwa długo – a z otyłością chodzimy 10-15 czy więcej lat – to często kończy się zawałem. Oczywiście niewydolność serca może mieć wiele innych przyczyn, nie powoduje go zawsze i tylko otyłość, ale niewydolność serca spowodowana otyłością to dziś olbrzymia plaga. Zróbmy sobie prosty test, odpowiedzmy na dwa proste pytania: masz nadwagę, szybko się męczysz? Jestem pewny, że wiele osób, czytających ten tekst odpowie twierdząco.

Większość z nas kojarzy papierosy raczej z podniesieniem ryzyka chorób nowotworowych, a Pan mówi, że palenie jest groźne dla serca? Dlaczego?

Bo palenie przyspiesza rozwój miażdżycy, która prowadzi w najgorszym przypadku do zawału czy udaru lub miażdżycy kończyn dolnych, co może skończyć się ich utratą, amputacją.

Jak papierosy przyspieszają miażdżycę?

Z cholesterolu, który gromadzi się w ściankach tętnic, tworzą się tak zwane blaszki miażdżycowe, które przedostają się do światła tętnicy przez jej uszkodzenia, słabsze miejsca. Kiedy te procesy trwają długo – mówiąc prosto – tętnica się zatyka. Substancje smoliste, które są w dymie papierosowym przyczyniają się do uszkadzania tętnic, śródbłonka naczyniowego, przez co pomagają w „przebijaniu” się, osadzaniu się blaszki miażdżycowej. Przyspieszają więc proces powstawiania i narastania miażdżycy.

A alkohol?

Alkohol należy do substancji toksycznych, które powodują obumieranie komórek mięśniowych serca, włóknienie, zastąpienie ich „nieruchomą” tkanką łączną. Powszechnie uważa się, że alkohol niszczy przede wszystkim wątrobę, ale ktoś, kto latami pije alkohol niszczy bardziej serce niż wątrobę, bo jest ono bardziej wrażliwe na niszczące działanie alkoholu niż wątroba. Nierzadko u osób nadużywających alkoholu włóknienie serca wyprzedza marskość wątroby.

Wspomniał Pan o cholesterolu, który jest „budulcem” miażdżycy. Mało kto nie ma – wraz z wiekiem – miażdżycy. Jeden mniejszą, drugi większą, ale chyba prawie każdemu coś w tętnicach i żyłach zalega. Trzeba się tym przejmować?

Powiem tak: to nie koniec świata, można żyć z niewielką miażdżycą, ale najważniejsze jest to, żeby zatrzymać procesy miażdżycowe lub je spowolnić do minimum. Mężczyźni po 40-tce, a kobiety w okresie menopauzy powinni zbadać poziom cholesterolu we krwi, wszystkich jego frakcji i dbać o to, żeby był prawidłowy. Chodzi głównie o odpowiedni poziom tak zwanego „złego” cholesterolu LDL – nie powinien on przekraczać stężenia 100 mg/dl u osób zdrowych oraz trójglicerydów, których stężenie nie powinno być wyższe niż 150 mg/dl. Jeśli u osoby bez innych chorób są niewielkie przekroczenia poziomu cholesterolu LDL czy trójglicerydów, do jego skorygowania z reguły wystarczy dieta ubogo tłuszczowa z ograniczeniem cukrów prostych i aktywność fizyczna. Jeżeli zmiana stylu życia nie pomoże, trzeba włączyć leki. Warto też sprawdzać masę ciała, policzyć sobie tak zwany wskaźnik BMI, czyli sprawdzić, czy nie mamy nadwagi. Nawiasem mówiąc BMI powinien sobie policzyć każdy, nie jest to skomplikowane. Trzeba wagę ciała podzielić przez wzrost podany w metrach i podniesiony do kwadratu. Wynik powyżej 25 oznacza nadwagę, powyżej 30 – otyłość.

Niektórzy boją się leków obniżających cholesterol. To uzasadniony strach?

Nie, specjaliści nie mają tu wątpliwości – statyny, głównie atorwastatyna i rosuwastatyna oraz tak zwane fibraty, bo na nich oparte są obecnie leki obniżające poziom cholesterolu, nie szkodzą przeważającej liczbie leczących się nimi pacjentów. Ale ich stosowanie musi odbywać się pod kontrolą lekarza oraz okresowych laboratoryjnych badań prób wątrobowych (ze względu na to, że miejscem działania leków jest wątroba). W wąskiej grupie pacjentów, statyny mogą powodować bóle mięśniowe, które ustępują po odstawieniu lub zmianie leku. W pozostałej grupie chorych leki te można brać całe życie. Twierdzenie, że jest inaczej, które można znaleźć na przykład w Internecie, nie ma żadnego źródła naukowego.

Czy statyny to jedyne leki na wysoki poziom cholesterolu we krwi?

Nie, stosuje się też leki, mające inny mechanizm działania niż statyny czy fibraty. Statyny hamują wytwarzanie cholesterolu zaś fibraty trójglicerydów w wątrobie (tu powstają duże ilości tego „złego” cholesterolu, LDL oraz trójglicerydy). Ale cholesterol, który się znajdzie w naszym organizmie pochodzi nie tylko z wątroby, ale jest też w diecie, wielu pokarmach. I jest lek o nazwie ezetymib, który ogranicza wchłanialność cholesterolu z pokarmów w jelitach. Czyli jeśli zjemy golonkę, to ten lek sprawi, że tłuszcz w niej zawarty nie trafi do naszych tętnic, a zostanie w naturalny sposób wydalony z organizmu. U pacjentów z hipercholesterolemią stosuje się też leki będące połączeniem ezetymibu i rosuwastatyny.

Z czego wątroba produkuje cholesterol?

Z cukru, z glukozy. Dlatego tak ważne jest dbanie o właściwy poziom glukozy we krwi, dlatego cukrzyca może mieć bardzo zły wpływ na nasz układ krążenia, na rozwój miażdżycy. Nam się wydaje, że poziom cholesterolu podwyższają tłuste potrawy. One też, ale jak do tego jemy słodko, rozpędzamy miażdżycę jak sportowy samochód.

Dlaczego ruch pomaga sercu?

Z kilku powodów – zapobiega otyłości oraz cukrzycy, które są groźne dla serca. Dalej – przyczynia się do utrzymania właściwego poziomu cholesterolu, podwyższa poziom cholesterolu HDL, który chroni nas przed miażdżycą. Po trzecie – kiedy się męczymy, serce mocniej pracuje, szybciej pompuje krew, która szybciej płynie przez tętnice. I tu działa czysta hydraulika: jak krew szybciej płynie, to możliwość zostawienia „osadów” w tętnicach jest mniejsza. Można powiedzieć, że szybko płynąca krew je przepłukuje, porywa to, co może je blokować.

A stres? Mocno wpływa na układ krążenia, serce?

Na pewno wpływa, o czym kardiolodzy wiedzieli od zawsze. Większość pacjentów kardiologicznych mówi o stresie, zwłaszcza przy chorobie wieńcowej, nadciśnieniu tętniczym, przy zaburzeniach rytmu serca. Medycyna dostrzegała znaczenie stresu, jego wpływu na nasze zdrowie, ale dopiero stosunkowo niedawno zaczęto mu się uważniej przyglądać. Jak stres działa na układ krążenia, serce? Powoduje uwalnianie do krwi dwóch hormonów: adrenaliny i noradrenaliny, które pobudzają organizm. A więc powodują przyspieszenie akcji serca, zwiększają napięcie mięśniowe, skurcz naczyń krwionośnych, czyli rośnie także ciśnienie krwi. Jeśli więc ktoś żyje w długotrwałym stresie, przez wiele godzin dziennie w ciągu miesięcy czy lat, co na przykład może być związane z wykonywaną pracą, warunkami pracy, to łatwo się domyślić, że najprawdopodobniej będzie mieć problemy z sercem, ciśnieniem tętniczym krwi. A jeśli u kogoś rozwinęła się miażdżyca, to stres może wywołać zawał, bo całkowicie zamknie, „ściśnie”, mówiąc potocznie, zablokowaną w dużej części przez miażdżycę tętnicę wieńcową i zawał gotowy. Nawet jeśli jesteśmy w bezruchu, stres obciąża serce tak mocno, jak wtedy, kiedy podejmujemy olbrzymi wysiłek fizyczny. Trzeba więc starać się minimalizować stres, umieć się zrelaksować. Jeśli samemu sobie z tym nie radzimy, poprośmy o pomoc specjalistów.

Copyright 2018 - Bonifratrzy - Zakon Szpitalny św. Jana Bożego

realizacja: velummarketing.pl
do góry