Nie mów mi: Wiem, co czujesz, lecz po prostu ze mną bądź

Rozmowa z bratem Krzysztofem Fronczakiem, przeorem Konwentu Bonifratrów w Łodzi i siostrą Karoliną Bujakowską ze Zgromadzenia Służebniczek Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej, która jest lekarzem pracującym na Oddziale Medycyny Paliatywnej w Szpitalu Zakonu Bonifratrów w Łodzi.

O czym powinien nam przypominać Światowy Dzień Chorego, który co roku obchodzimy 11 lutego? Co nam powinno po nim zostać w głowie, w sercu?

Siostra Karolina Bujakowska: Światowy Dzień Chorego jest potrzebny, żeby naprawdę a nie tylko od święta dostrzec chorych i cierpiących. Zatrzymać się na chwilę, zapytać siebie, czy w codziennym zabieganiu mam dla nich choć trochę czasu, czy są „we mnie”, czy raczej obok mnie. Prawie każdy ma w swoim otoczeniu kogoś z rodziny, wśród przyjaciół zmagających się z jakąś mniejszą lub większą chorobą albo po prostu osoby starsze, wymagające opieki. Czy chociaż do nich od czasu do czasu zadzwonię, aby porozmawiać? Tylko tyle i aż tyle. Aż tyle, bo dla kogoś w chorobie ten telefon może znaczyć wiele. Czy interesuję się znajomymi, którzy chorują? Dzwonię do nich, pytam, pomagam? Ilu z nas odpowie na to pytanie twierdząco? Przypomina mi się bonifraterskie hasło, wypisane przy wejściu do szpitala: „Miłość zwycięża cierpienie”. Tu naprawdę najważniejsza jest miłość. Nie deklarowana, ale potwierdzona czynem, może właśnie tym telefonem do chorego, z którym pogadam tak normalnie, a nie odświętnie i nie raz na rok.

Może to dziwnie zabrzmi, ale warto tego dnia docenić też to, że się jest zdrowym?

Siostra Karolina Bujakowska: Warto. Ten dzień powinien pomóc wszystkim tym, którzy są zdrowi mocniej to sobie uświadomić. Żeby umieli docenić to, że są w pełni sił, że nie cierpią, że nie dokuczają im poważne choroby. To może powinna być również okazja do refleksji, zatrzymania się, zadania sobie pytania: jak żyję, jak przeżywam swoje życie, czy wykorzystuję dobrze swój czas, czy dbam o zdrowie. Bo nie wiem przecież, czy na przykład zawsze będę zdrowy, czy pewnego dnia nie ograniczy mnie choroba.

Brat Krzysztof Fronczak: Ten dzień powinien nam przypomnieć, że tak naprawdę wielu z nas na co dzień żyje obok rzeczywistości cierpienia – uważamy, że to nas nie dotyczy, że jest to coś nierealnego. Ale chorzy, cierpiący przypominają nam, że cierpienie istnieje, że jest częścią życia. Nawet jeśli dziś nas nie dotyka, jeśli co innego mówią nam reklamy leków, które kuszą ich cudownym działaniem, niemal nieśmiertelnością.

Często wydaje nam się, że chory przywiązany do łóżka w szpitalu czy domu potrzebuje od nas torby z jakimiś napojami, przysmakami, książki. Że jak to zrobimy, to będzie z naszej strony w porządku.

Siostra Karolina Bujakowska: Tego też na pewno potrzebuje, ale bardziej potrzebuje nas, naszej obecności. Potrzebuje uwagi, bycia razem, wysłuchania, czasem naszych opowieści o tym, jak żyjemy, co słychać w pracy, poczytania książki. Nie zatrzymując się przy chorym, tak naprawdę odsuwamy go na margines życia, on na pewno poczuje się odsunięty. Damy mu najlepsze jedzenie, wpadniemy, umyjemy, posprzątamy, ale niestety, zaraz potem szybko pobiegniemy dalej. Praktycznie bez słowa. I jeszcze jedno – pozwólmy choremu normalnie żyć na tyle, na ile może i chce to robić. Jeśli chce się czymś zająć, pomóc, nie zabraniajmy, nie „zagłaskujmy” go. Niech się czuje potrzebny, może jakaś praca jest dla niego ważna, może dzięki niej łatwiej znosi cierpienie, chorobę.

Brat Krzysztof Fronczak: Trzeba umieć uszanować to, jak chory czy starszy swoje cierpienie przeżywa. Bo zdarza się też tak, że ma gorszy dzień i tego dnia, może przez kilka następnych dni, ten ktoś nie będzie chciał mnie widzieć, słyszeć. Uszanujmy to i powróćmy za jakiś czas jak gdyby nigdy nic, bez pretensji, obrażania się. Tu nie ma schematów – cierpienie jest tak wielką tajemnicą, że nie ma nic gorszego niż generalizowanie w tych kwestiach.

Często choroba zaskakuje, przytłacza, odbiera nadzieję. „Z czym” wtedy stanąć przy chorym?

Siostra Karolina Bujakowska: Po prostu stanąć przy nim, być. Bo wszystko wtedy zabrzmi nie tak, jak powinno, ale jak slogany. Jeśli ktoś się buntuje, pozwólmy na ten bunt, bo ma do tego prawo. Nie udawajmy, nie mówmy: rozumiem cię, wiem co czujesz,  bo nic o tym nie wiemy. Lepiej chyba powiedzieć zgodnie z prawdą: nie wiem, czemu tak jest, dlaczego cię to spotkało. Owszem, można bardzo delikatnie coś podpowiedzieć, zachęcać, żeby chory się nie poddawał, przypomnieć – jeśli ktoś wierzy w Boga – że On wspiera. Że wystarczy Mu się zawierzyć, zjednoczyć się w bólu z Chrystusem cierpiącym w osamotnieniu i bólu agonii na krzyżu, a On da siłę i moc, aby trwać. Słowem: jakoś próbować walczyć ze złym nastrojem, przygnębieniem, bo one nikomu nie pomagają w walce z chorobą. Ale trzeba to robić starając się jak najbardziej wczuć w sytuację chorego.

Światowy Dzień Chorego ustanowił w 1992 roku papież Jana Pawła II. Święto jest obchodzone corocznie 11 lutego, w dniu wspominania w Kościele katolickim pierwszego objawienia Maryi w Lourdes. Główne, ogólnoświatowe uroczystości mają zawsze miejsce w jednym z sanktuariów maryjnych na świecie. Dzień Chorego zwraca uwagę na potrzebę zapewnienia coraz lepszej opieki chorym i cierpiącym, ma także uwrażliwić wszystkich na ich potrzeby, zachęcić do wsparcia chorych, którego możemy im w różny sposób udzielić.

W tegorocznym orędziu na XXIX Światowy Dzień Chorego papież Franciszek napisał między innymi: „Jezus (…) proponuje, by zatrzymać się, wysłuchać, nawiązać bezpośrednią i osobistą relację z drugim człowiekiem, poczuć dla niego czy dla niej empatię i wzruszenie, zaangażować się w jego cierpienie do tego stopnia, by zatroszczyć się o niego w posłudze. (…) Bliskość jest tak naprawdę cennym balsamem, który daje wsparcie i pocieszenie tym, którzy cierpią w chorobie.”

Copyright 2018 - Bonifratrzy - Zakon Szpitalny św. Jana Bożego

realizacja: velummarketing.pl
do góry